Forum Europejskie Centrum Poemiksu Strona Główna

 Pędzący Wilk - Droga Indianina

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
filemon
w poszukiwaniu poemiksu


Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 17:18, 21 Lut 2007    Temat postu: Pędzący Wilk - Droga Indianina

O chłopcu który chciał być indianinem, ale wszystko co inne jest trudniejsze.

Pędzący Wilk
Droga Indianina

Rozdział Pierwszy

-No, on mi się zawsze wydawał inny.
-Ale jak "inny"?
-No, gapił się tak dziwnie.
69 lat, nauczycielka, wdowa, czwórka dzieci. I co z tego? Dalej się wysławiać nie umie.
-Jak dziwnie? Może pani jaśniej?
-No, bo ja mówię, prawda, na lekcji: Feliks, Feliks, a ile jest dwanaście plus trzy? A on się patrzy tak dziwnie i mówi: piętnaście.
34 lata, policjant, wdowiec, brak dzieci. Co ja tu robię?
-Co znaczy, że znał odpowiedź. Znaczy to też, że nie był opóźniony, ani chory psychicznie, prawda?
-Ale patrzył się dziwnie. Gdyby pan to zobaczył, to aż by pan zbladł.
-Nie wątpię. No to może powie mi pani, z jakimi, powiedzmy dziwnymi, sytuacjami był związany? Pamięta pani, była o tym mowa podczas przesłuchania. Nie daliśmy pani prawa głosu, więc proszę teraz.
-Bo się malował po twarzy przecież.
-Czym?
-Farbą jakąś, szminką, krwią.
-Krwią?
-Świadkiem byłam! Biegali sobie po boisku, Feliks wyskoczył i uderzył kolanem o stalową bramkę. Rozciął sobie, a nie rozbił kolano, więc ogólnie to mu tylko krew pociekła. Poszedł do pani Renaty, a ona dała mu bandaż i tak dalej. Patrzę się na niego z okna sali, a on rwie bandaż.
-Że zdejmuje? Czy zrywa?
-No zdejmuje, ale słuchaj pan, krew ścieka po kolanie, on ją na palce i znaki robi na twarzy.
-Jakie znaki?
-Kreski, znaczki.
-Jakie znaczki?
-No znaczki, zwykłe znaczki.
Kurwa, kobieto! Czy ja naprawdę wyglądam na osobę tępą, opóźnioną? A może się mimowolnie ślinię? Jestem oficerem policji i mam dwunastoletni staż. Jestem trzynastą godzinę pracy na nogach, więc czy ja mogę wreszcie dostać jakieś logiczne informacje?
-Jeszcze raz: jakie znaczki?
-Panie! Nie wiem, znaczki to znaczki, prawda?
Kurwa!
-Zażywa pani narkotyki?
-Nie, nigdy.
-Jest pani chora psychicznie?
-Broń ciebie Boże jedyny.
-A może czasami traci pani orientacje, zapomni pani wziąć leki, cokolwiek?
Potrząsa głową.
-No więc, czemu jak się pytam, jakie to były znaczki, to pani mówi, że nie wie. Przecież zeznawała pani, że nosił je na twarzy przez pół roku. I co? Ani jednego razu nie udało się pani zobaczyć, czy to słonik, czy to podobizna prezydenta, czy może napis związany z nieprzyjemnym wkładaniem męskich narządów płciowych w odbyt policjanta. Też nie? No to ja pani powiem: pozioma kreska, a pośrodku niej o połowę krótsza, ustawiona pionowo. Cos jak duże "T" tylko, że z mniejszą laseczką. Czy pani mnie rozumie? Czy pani przyswaja te informacje? Czy może cos niewyraźnie mówię? Seplenię? Dukam? A może się jąkam? Chętnie to pani nagram!
-Aha, więc to kreseczka - przekręca głowę z zadumą, a ja przekręcam się na myśl o dwóch godzinach pracy, powrocie do domu, spaniu, jedzeniu.
-Kreseczka, dokładnie kreseczka. Nieważne. Oskarżony jest o morderstwo pierwszego stopnia.
-To on na sto, psze pana, procent. On zabił! Ja mogę w sądzie, ja wszystko mogę! Tylko zamknijcie dziada.
-Szesnaście lat ma.
-Sie tak mówi panie.
-Mówi się, mówi. Jak będzie coś wiadomo, to dam znać.
W życiu nie dam jej znać. Byłem tu pierwszy i ostatni raz.

Rozdział Drugi

-Feliks Milczewski. Rodzi się w szpitalu świętego Patryka. Brak wad psychicznych, żadnych złamań, urazów. W skali punktowej dostaje dziesięć na dziesięć. Po powrocie do domu, matka dostaje urlop macierzyński, a ojciec dalej pracuje. Syn rośnie szybko i staje się stanowczo otyły, pochłania duże ilości jedzenia, które nie są dostosowane do jego masy. W wieku czterech lat przechodzi kuracje. Nie daje ona nic, ale rodzice czują, że przynajmniej coś zrobili. W wieku 8 lat zostaje wciągnięty do bójki szkolnej. Ze względu na swoją masę, pokonanie kolegi o rok starszego jest łatwe. Zostaje przeniesiony do innej szkoły. Tam uspokaja się i zaczyna stopniowo chudnąć. Rodzice rozpieszczają syna. Jest jedynakiem, więc mają tylko jego. I choć dbają o jego dobro, robią to absolutnie nieprawidłowo. Zabraniają wychodzenia z domu, każą uczyć się w nadmiarze. Sami też stają się nudni. Pieniądze mają dla nich coraz mniejsze znaczenie. Ojciec coraz częściej bierze wolne. Jego firma funkcjonuje już właściwie sama. Matka przestaje pracować, gdy Feliks kończy dwanaście lat. Twierdzi, że to nieopłacalne tyrać tyle za marne grosze, skoro jej mąż od dobrych lat nie ma już problemów z utrzymaniem rodziny. Tak, więc rodzice więcej czasu spędzają w domu. Zachwycają się coraz to nowszymi gadżetami. Nie są one potrzebne, ale też nie wadzą. Zaczynają oglądać seriale. Przestaje interesować ich polityka, sprawy kraju i świata. Ukojeniem dla nich jest sen na specjalnym łóżku wodnym. Rozmowy z rodzicami Feliks traktuje raczej jako coś niepotrzebnego. Głównie sprowadzają się one do uzyskania kwot pieniężnych lub są informacją o jego nienajgorszych wówczas ocenach. W wieku czternastu lat sporadyczność rozmów Feliksa z rodzicami sięga zenitu. Zachowują się tak, jakby w ogóle nie istniał. W wieku piętnastu lat Feliks wchodzi do pokoju, w którym rodzice oglądają telewizje i mówi wyraźnie, że od dzisiaj jest Indianinem. Podaje nazwy plemienia i swoje imię. Rodzice od razu go ignorują i wracają do oglądania serialu, czy czegoś temu podobnego. Feliks nie daje za wygraną. Na twarzy zaczyna malować znaki i stara się ich nie zmazywać. Do afery dochodzi podczas świąt Bożego Narodzenia. Feliks odmawia jedzenia potraw wigilijnych twierdząc, że zaprzeczają one jego religii. Rodzice pierwszy raz od dwóch lat wpadają w szał. Mówią, że to koniec z Indianinem i że Feliks ma niezwłocznie siąść do stołu. Ten jednak odmawia. Wchodzi na górę do swojego pokoju, bierze spod łóżka plecak i wkłada do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Zaczyna się jego pierwsza zanotowana ucieczka. Wychodzi przez okno. Ma przy sobie około dwustu złotych, które dostał od rodziców w ostatnim czasie. Ucieka na stację kolejową i stamtąd wyjeżdża z Gliwic do Warszawy. Policja gubi trop, rodzice wpadają w rozpacz. W Warszawie Feliks nie czuję się szczególnie zagubiony. Ma trochę pieniędzy, z których może żyć. Zaprzyjaźnia się z grupą ludzi, którzy są w podobnej sytuacji. Jedną z tych osób jest Zosia. Szybko odłączają się od reszty i zaczynają wspólną tułaczkę. Chwytają się różnych banalnych zawodów. Mieszkają w wyremontowanym pustostanie. Mają wodę i gaz. Brak prądu im nie doskwiera. Używają świeczek, poza tym dni są bardzo długie. Po miesiącu takiego życia zbliżają się do siebie. Ich związek staje się z pozoru czysto seksualny. Zmienia to ich wspólny wyjazd. Feliks boi się zostawać w tym mieście dłużej. Słyszał pogłoski o poszukiwaniach. Razem z Zosią zbierają pieniądze na bilety i z ostatnich groszy udaje im się pojechać do Kołobrzegu. Zaczynają swoją drugą wędrówkę. Życie tutaj jest proste. Utrzymują się z przekłuwania uszu, co Zosia opanowała do perfekcji. Feliks robi kolczyki z drucików, które kupuje za grosze lub znajduje. Śpią na plaży. Dla Feliksa jest to trzeci miesiąc poza domem, dla Zosi szósty. Pięć dni później Feliks widzi policyjny patrol nad swoją głową. Wraca do domu. Rodzice nie są źli. Twierdzą, że wszystko naprawią. Zaczyna się od psychologa, kończy na psychiatrze. Decyzje są te same. Chłopak nie jest Indianinem, jest zdrowy psychicznie. Ale jak można twierdzić, że Feliks nie jest Indianinem, skoro zapewnia o tym klasę, rodzinę, i wszystko, co go otacza. Rodzice stają się niecierpliwi. Chcą powrócić do oglądania telewizji. Męczy ich ta sytuacja. Postanawiają, że sięgną po najlepsze rozwiązanie - leki. Pomysł okazuje się stanowczo błędny. Dawki morfiny, leków o działaniu przeciwdepersjonalizacyjnym i przeciwko zachowaniom paranoidalnym nic nie dają. Choć nie leczą, dają efekt, o którym marzyli rodzice. Cisza. Wszystko staje się teraz bezgłośne i bezbłędne. Feliks swoje rytuały przeprowadza w pokoju. Przestaje chodzić do szkoły. Zamyka się w sobie. Po miesiącu, w niewytłumaczalny sposób, Zosia przyjeżdża się z nim zobaczyć. Nie poznaje go. Jest dla niej obcym człowiekiem. Po dwóch kolejnych miesiącach Feliks jest zabrany na kontrolę do psychiatry. Rodzice nie potrafią zrozumieć jednego: skoro przestał mówić, że jest Indianinem, to czemu ciągle maluje twarz i odprawia rytuały? Dlaczego nic nie mówi? Decyzja psychiatry jest trudna. Umawia się z nimi na osobną sesję. Na ich pytanie odpowiada jasno. Feliks już nie musi mówić, że jest Indianinem, on już nim jest naprawdę. Rodzice wpadają w załamanie nerwowe. Zniszczyli własnego syna. Ojciec popada w alkoholizm, co jest prawdopodobnie jedną z najlepszych rzeczy, na jakie wpadł w swoim życiu. Matka nie odzywa się. Przestaje się ruszać. Rodzinie pomaga psychiatra. Zapisuje leki każdemu członkowi. Feliksowi prawidłowe. Po pół roku Feliks kończy szesnaście lat. Zaczyna zachowywać się normalnie. Jest tylko cichy i markotny, niechętnie odpowiada na pytania. Rodzice dochodzą do siebie w stu procentach. Zmieniają się: matka postanawia pracować, a ojciec zakłada drugą firmę. Nie przeszkadza im to jednak w oglądaniu seriali. 1 Czerwca w szkole pchnięty nożem zostaje jeden uczniów. Napastnik zostaje schwytany i osadzony w areszcie dla nieletnich.
-I tu się spotykamy Feliks. Do tego momentu mam materiał. Musisz mi pomóc go ukończyć.

Rozdział Trzeci

-Poszedł?
-Tak. Możesz wstać. Już go nie ma.
Patrzę na niego i stwierdzam, że naprawdę wygląda pokracznie. Ma jakby ograniczone ruchy. Podnosi się spod ściany i podchodzi do stołu. Ustawia sobie krzesło i siada na nim w kucki.
-O, co mu chodziło?
-Pisze książkę o tobie.
-Jestem aż tak popularny?
-No chyba. Media to rozchwytują, ja głównie zajmuję się odrzucaniem propozycji wywiadów.
-Ale, czemu akurat ja? Chyba nie zrobiłem nic aż tak niesamowitego, żeby pisać o tym książkę.
-Słyszałeś kiedyś o Garry'm Gilmorze?
-Nie.
-Zabił dwóch mormonów, za co został wtrącony do więzienia. Szybko zaczęto zarzucać mu mnóstwo różnych spraw i zawalać materiałami obwiniającymi go. Był o nim serial, film i trzy książki.
-Nie rozumiem. Przecież jest setki takich osób. Podwójne morderstwo chyba nie jest jakimś ewenementem. Takie rzeczy zdarzają się codziennie. Prawda?
-No tak, nawet parę razy dziennie. Ale nie chodzi o to. Rzecz w tym, że on domagał się kary za dokonane czyny.
-Czyli?
-Czyli odrzucał apelacje, odmawiał spotkań z adwokatami. Twierdził, że jest winny i że chce jak najszybciej zostać skazany na śmierć.
-I jak? Zabili go?
-Cztery kule przebiły jego serce. Wykrwawiał się cztery minuty.
-A, po co pan mi to mówi?
-Bo jestem ciekaw, czy ty też domagasz się kary.
-Nie, raczej nie. Chyba wolę robić to, co robiłem.
Wyjmuję teczkę z płaszcza. Jest nowa, tak niezniszczona, ze odbija światło lampy. Wiem, że za dwa lata mogę stać tutaj i otwierać tą samą teczkę tylko dużo grubszą i dużo bardziej zniszczoną. Czuję, że jest mi niewyobrażalnie żal tego chłopaka. Szesnastolatka, który został osądzony za to, że twierdzi, że jest Indianinem. Wyjmuję kartkę z raportem.
"Dnia pierwszego czerwca około godziny 11:40 podczas długiej przerwy, jeden z uczniów zostaje zaatakowany nożem. Incydent ma miejsce w męskiej toalecie. Szkoła zostaje zamknięta na dwa dni. Pomieszczenie, w którym zbrodnia miał miejsce, jest nieczynne. Napastnik wbija nóż pod żebro i przebija serce ofiary. Brak świadków. Jedynym dowodem, a zarazem dowodem dobitnym jest rozpoznanie jednego z uczniów szkoły wychodzącego z toalety. Zauważyła go trzynastoletnia dziewczynka przechodząca korytarzem, zapomniała butów z szatni. Szkoła była pusta z racji apelu odbywającego się na dworze. Oskarżony, rozpoznany jako Feliks Milczewski, musiał znać ofiarę. Zwabił go do ubikacji, a potem pchnął nożem, gdy ten patrzył zapewne przez okno na to, co dzieje się podczas apelu, z którego oboje zbiegli z przyczyn niewyjaśnionych. Zostało to niezwłocznie sprawdzone, oboje chodzili razem do klasy i znali się całkiem dobrze. Ciało zniknęło, trwają jego poszukiwania poza terenem szkoły, na co wskazują ślady krwi. Ofiara została zidentyfikowana na podstawie znalezionej krwi, legitymacji i części skóry. Był to Tomek Wilk, diler narkotykowy. Handlował haszyszem i marihuaną. Był najniżej rangą, nie zarabiał dużo. Motywy są oczywiste. Po przepytaniu całej klasy okazało się, że Feliks zazdrościł mu dziewczyny."
Śmieje się. Przerywam czytanie.
-To naprawdę takie śmieszne?
-A pan naprawdę sądzi, że zabiłem kogoś, bo miał ładniejszą dziewczynę od mojej?
Ma racje. Tak naprawdę od początku miał rację, co do wszystkiego.
-Nie zabiłeś go?
-Nie, to bezsensu. Każdy powinien to widzieć. Ciekawe skąd ta trzynastolatka, co? Ja jej nie widziałem. Rzeczywiście byłem tam wtedy, ale po prostu odlałem się i wróciłem do domu.
-Wiec rodzice potwierdzą, że byłeś wcześniej.
-Wchodzę oknem, nigdy nie wiedzą, kiedy mnie nie ma, a kiedy jestem.
-Ale ta dziewczynka cię rozpoznała, rozumiesz? Twoje zdjęcie. Co z tobą? Co to za idiotyzmy z Indianinem? Zrozum, zgnijesz w więzieniu! Ja staram ci się pomóc. Spójrz na siebie! Co ty masz na twarzy? No popatrz!
Feliks przegląda się w perfekcyjnie czystym stole.
-Te znaki pokazują przynależność do mojego plemienia. Ale tutaj...
-Przestań! Po prostu nie mogę tego słuchać. Zrobimy tak, ja napiszę tutaj wszystkie dowody obciążające cię, ty przeczytasz je uważnie i powiesz mi, co o tym sądzisz.
Biorę kartkę czystego papieru i bazgrzę tak szybko, jak umiem:

"Jesteś wrobiony. Podejrzewamy, kto to zrobił i już go szukamy. Chcę ci pomóc. Wszystkie materiały zostały spreparowane, dziewczynka nie istnieje. Śledztwo jest prowadzone standardowo, po prostu zrobiliśmy z niego dwa człony. Jeden dla ciebie i jeden dla prawdziwego sprawcy. Całość jest na życzenie twoich rodziców. Nie chcą żebyś trafił do więzienia, tylko do ośrodka dla dzieci z problemami emocjonalnymi. Jeśli chcesz żebym ci pomógł jest tylko jeden sposób. Zaraz zaproponuję ci papierosa, a ty, jeśli chcesz współpracować, powiesz, że nie palisz. Wtedy ja go zapalę. Stanę pod kątem i będę wypuszczał dym w stronę kamery. Zaraz położę klucze na stole. Twoje zadanie jest proste: masz otworzyć drzwi i uciec. Na korytarzu nie będzie żadnego policjanta, jestem tutaj tylko ja i trzy osoby zapisujące ten materiał. Zorientują się, że ciebie nie ma, dopiero, gdy skończę palić. Będę udawał, że z tobą rozmawiam, a ty nie odpowiadasz na pytania. Znajdziesz ulice Mokotowską, numer domu dwadzieścia dwa. Przeskoczysz przez płot i dostaniesz się do garażu na końcu ogródka. Klucz jest w rynnie. W środku garażu jest pokój mieszkalny. Będę tam dzisiaj o dwudziestej."

Podaję mu kartkę i czekam aż skończy czytać. Potem wyciągam paczkę papierosów i pytam się czy zapali. Wiem, co odpowie.
-Dzięki, nie palę.

Rozdział Czwarty

-Nie rozumiem. Jakim cudem nie zorientowali się, że wyszedłem?
-Ta kamera to syf. Spełnia tylko i wyłącznie wymogi. Pokazuje, co drugą klatkę, a obraz jest na najniższym poziomie. Jest nastawiona ogólnie tylko na przetwarzanie głosu, więc trochę dymu powoduje cos na rodzaj rzęsistego deszczu i mgły.
-Co pan zrobił po tym, kiedy wyszedłem?
-Gadałem chwile udając, że tam jesteś, a potem wybiegłem.
-Jak to: wybiegłem?
-Normalnie, rzuciłem się do drzwi, a potem przez korytarz i do samochodu.
-A pana koledzy?
-Mają w pasie trochę więcej, niż ja.
-No, ale co się stanie z tą pracą? Chyba już nie może pan tam wrócić.
-Nie, nie mogę. Jeszcze dzisiaj wyjeżdżam. Właściwie to już wyjeżdżam.
-Gdzie?
-Za granicę. Może do Wenecji albo Paryża. Do jakiegoś dużego miasta.
-Czemu dużego?
-Trudniej znaleźć, poza tym mam słabość do dużych miast.
-Nie bał się pan, że złapią pana jeszcze raz, albo dadzą pańskie namiary na granicy, albo, co?
-Nadal się boję. Wybiegłem, przejechałem wszystkie banki i zebrałem wszystkie pieniądze. Pozbyłem się domu i wszystkich cennych rzeczy. Co do granic, to chwile to potrwa.
-I jak? Zaczyna pan nowe życie z mojego powodu ?
-Nie, nie. Ty byłeś tylko pretekstem. Sam chciałem z tym skończyć.
-Policjant to dość nietypowa praca jak na osobę z pana budżetem. Myślałem, że pan to lubi.
Skręcam w lewo i kieruje się na stacje.
-Lubiłem, ale życie, które miałem mi nie odpowiadało. Ojciec pozwolił mi na te wszystkie pierdoły. Wbrew pozorom nigdy nie chciałem tego wszystkiego. Chciałem czegoś innego. Chyba rozumiem ciebie i tego Indianina. Coś w tym jest.
-No raczej.
-Więc, czym zajmuje się twoje plemię?
-Polowaniami.
-Na, co?
-Na wszystko: króliki, zające, jelenie.
-Jak sobie z tym radzisz?
-Ja poluję rzadko. Pełnię raczej funkcję rozpłodnika.
-Aha, więc o to chodziło temu kolesiowi od książki pisząc, że utrzymywałeś z tą dziewczyną "stosunki czysto seksualne"?
-Sam nie wiem, co on myślał. Zresztą chyba nie skończy książki. Końcówka byłaby słaba.
-No raczej. Zero rozlewu krwi... Jak długo przynależysz do plemienia?
-Od początku życia.
-Jak nazywa się wasz guru?
-Samotny Niedźwiedź.
-Przygnębiające.
-Zabił największego niedźwiedzia na naszych terenach. Odziedziczył po nim imię. Ten niedźwiedź był tak trudny do złapania, że nie chciał bratać się z innymi zwierzętami, by go nie zdradziły po zapachu. Dlatego nazwaliśmy go Samotnikiem. Upolował go, stąd imię.
-A twoje skąd się wzięło?
-Podobno od wilka, który doniósł mnie do domu. Moja matka musiała rodzić podczas podróży między wioskami. Zaraz po narodzinach nie miała siły mnie odnieść. Przyczepiła mnie do wilka i kazała mu pobiec do naszego guru, by powiadomił on mojego ojca o narodzinach. On odłożył mnie do Wigwanu, do mojej siostry. Sam pobiegł po matkę. Wilk dotrzymał obietnicy. Stąd nazwa "Pędzący Wilk".
-Więc na co ty polujesz ?
-To mój pociąg?
Pyta się i wskazuje na wagon.
-O cholera! Jeszcze moment i by odjechał. Masz tu bilet i idź. Jedziesz prosto do Warszawy, odnajdź Zosie, ułóż sobie życie.
Wybiega z samochodu i wchodzi na stopnie jadącego już pociągu. Wychodzę, żeby popatrzeć na niego ostatni raz. Otwiera usta, żeby coś jeszcze powiedzieć. Coś, co zwala mnie z nóg i nie pozwala wstać.
-Ciało jest w łazience, w schowku na miotły.

Koniec
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rybb
poemikser ze stażem


Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: www.poemixing.blox.pl i www.poemiksing.blox.pl a tak w ogole to Kielce

PostWysłany: Śro 22:11, 21 Lut 2007    Temat postu:

wreszcie się coś na forum dzieje:) obiecuję że jak tylko znajde czas to przeczytam i się wypowiem
Powrót do góry
Zobacz profil autora
filemon
w poszukiwaniu poemiksu


Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 17:55, 23 Lut 2007    Temat postu:

ok, czekam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
filemon
w poszukiwaniu poemiksu


Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 16:10, 17 Mar 2007    Temat postu:

wiesz co ? troche mi glupio ze przez dwadziescia cztery dni nie znalazles dla mnie 15 minut zeby to przeczytac.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Europejskie Centrum Poemiksu Strona Główna -> inne sztuki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gGreen v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin